Muhammad zostawia nas przy Rainbow Street gdzie od razu robię dla szwagra fotę przy siedzibie British Council (dla której to jednostki pracuje on tyle, że w Rangoon w Birmie).
Oczywiście żadnej taksówki. Po ustaleniu kierunku uderzymy z buta. Orientacja jest stosunkowo prosta gdyż miasto położone jest na wzgórzach a na jednym z nich znajduje się starożytna Cytadela, nasz cel, tuż u jej stóp położone jest Downtown.
Dajemy szansę niedługo działającemu hotelowi "Down Town". 20 jod pokój z ciepłą wodą non stop i farelką (i śniadaniem). Pokoje bardzo ładne, duża łazienka.
Amman bardzo nam się podoba, Kinie szczególnie. Centrum zatłoczone ale to nie to co w Delhi. Ludzi sporo ale nikt nie zaczepia, nie nagabuje, nie męczy. To właśnie dlatego czas tu spędza się bardzo miło. My włóczymy się jak to mamy w zwyczaju i pijemy soki wyciskane ze świeżo na naszych oczach wyciśniętych pomarańczy i granatów....wiele może nie widziałem ale umieszczenie tego miasta prawie na szczycie najbrzydszych miast świata tylko zachęca do odwiedzenia tych z góry listy. Być może tylko nasze wrażenia są tak pozytywne (swoją drogą nie wiem gdzie zapodział się w takim zestawieniu "okropny" Rangoon).
Obsługa hotelu jest bardzo miła. Pomocą służył nam szczególnieIzaak i Niedal, Arab, który chyba większość życia spędził w Londynie gdzie zresztą zetknął się oczywiście z rzeszą Polaków i mało nie ożenił się z Polką. Przeszkodziły stereotypy i uprzedzenia mamy. Smutne.
Ostatecznie postanawiamy zostać w Ammanie jeszcze jedną noc - tym razem 16 jod. Zwiedzamy Cytadelę i rzymski amfiteatr.
Za chwilę wyruszamy do starożytnej Gerazy - obecnie Dżarasz.